Recenzja filmu

Słońce (2009)
Ayar Blasco

Kaprys leniwego animatora

Śledzimy tu średnio ciekawe wydarzenia, by zaraz potem przejść do innego narracyjnego porządku, który unieważnia poprzednie sceny.
Wolność twórcza to wartość przereklamowana – można dojść do wniosku po obejrzeniu "Słońca". Film powstał przy niewielkim nakładzie finansowym, ale za to bez konieczności przystosowywania produkcji do wymogów rynku. Czym to zaowocowało? Jak z rozbrajającą szczerością wyznał na spotkaniu z publicznością Warszawskiego Festiwalu reżyser, jego film miał opowiadać o "życiu w postapokaliptycznym Buenos Aires, ale w trakcie prac idea trochę się rozmyła i wyszło to, co wyszło".

Trudno lepiej opisać efekt, który widzimy na ekranie. "Słońce" balansuje (a właściwie to stoi w rozkroku) pomiędzy cyberpunkową opowieścią o rebeliantach (ale przeciw czemu się buntują? Z kim i po co walczą? – tego się nigdy nie dowiemy) a formalnym eksperymentem, obnażającym miałkość klasycznej fabuły. Zatem śledzimy tu średnio ciekawe wydarzenia, by zaraz potem przejść do innego narracyjnego porządku, który unieważnia poprzednie sceny. I byłaby to fajna próba poszukiwania własnej stylistyki (może nie nowatorskiej, ale na pewno nietypowej), gdyby nie fakt, że cały film jest strasznie rozchwiany – jakby autor nie mógł się zdecydować, którą ścieżkę ma obrać: czy chce opowiedzieć jakąś historię, czy wejść w dialog z historią kina. Nie udało mu się ani jedno, ani drugie.

A jednak jest w "Słońcu" kilka dobrych pomysłów, kilka zaskakujących elementów demistyfikujących filmową fikcję: jedna z postaci narzeka, że nie została głównym bohaterem filmu, motor okazuje się być dwuwymiarowy itp. Jest też kilka oryginalnych dowcipów. Mój faworyt: Los Bonitos to kanibale w koszulkach Greenpeace’u. Nasi bohaterowie, których Los Bonitos chcą zjeść, mówią do nich: - Zacznijcie jeść ziemniaki. Kanibale są oburzeni. W następnej scenie poznajemy historię ewolucji ziemniaka. A same ziemniaki są przedstawione jako… uczłowieczone grubasy noszące stroje indiańskie.   

Animację "Słońca" można przy odrobinie dobrej woli określić słowem "surowa". Poziomem komplikacji dorównuje tej z "Głowy rodziny", tyle że dodatkowo rysowanej niewprawną ręką dziecka. Przypuszczam, że to również miała być część gry z widzem, pokazanie, że dobra narracja uniesie nawet szkicowe rysunki. Niestety, ponieważ to pierwsze nie ma miejsca, to drugie nie jest usprawiedliwione. W efekcie "Słońce" wygląda, jakby autor robił je od niechcenia, a nie starał się tworzyć nową filmową jakość wartą pokazania festiwalowej publiczności.  
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones